beauti_46

registro: 13/07/2006
Nie liczę godzin ni lat to życie mija NIE JA
Pontos8mais
Manter o nível: 
Pontos necessários: 192
Último jogo
Dados

Dados

Dados
10 horas h

Święta, to czas odwiedzin....

Korzystając z wolnych dni, które mi podarowano na rekonwalescencję pojechałam do swojego rodzinnego miasta na święta nieco wcześniej. Radość Mamy była bezcenna. Tak to się bardzo często zdarza, że opuszczamy rodzinne gniazda, zostawiając w nich starzejących się rodziców. A im nie pozostaje nic innego jak czekać na nasze 'łaskawe' kilkudniowe, weekendowe odwiedziny, sporadyczne telefony, bo pochłonięci pracą i życiem w nowym miejscu gdzie mamy spore grono znajomych i przyjaciół trudno znaleźć czas i  wspólne tematy do omawiania. Trudno też rozmawiać ze starzejącą się Mamą, która ma odmienne poglądy ukształtowane przez radio i TVP. Nasze światy i poglądy coraz bardziej się różnią. Jednak co nam szkodzi wysłuchać. Czy rozmowa to zawsze to co JA mam do powiedzenia? Nieee. Wiem, że wolimy mówić, nie słuchać ale mi akurat nie przychodzi to z jakąś szczególną trudnością. W przeciwieństwie do mojej kochanej siostry, nigdy nie drażniło mnie, że moja Mama sobie cały czas nuci coś pod nosem (i nawet ona sama nie wie za bardzo jaki to jest utwór - to nie jest istotne). Ja to nawet lubię. A podobno jest to oznaka demencji (?!) Dobra, no więc wsiadłam w pociąg i tydzień przed świętami pojechałam do Szczecina. Miałam bardzo ciekawą podróż, bo na przeciw mnie (normalnie face to face) siedział Aleksander Doba nasz słynny podróżnik, który 3-krotnie odbył podróż kajakiem przez Atlantyk. 26113991_10155386248874624_9203414797147734202_n.jpg?oh=21107ab43d588520b404200feab05afc&oe=5AC7ED7F
Moja podróż 6-cio godzinna minęła w oka mgnieniu. Pan Aleksander chętnie odpowiadał na moje pytania i opowiadał o ciekawych wydarzeniach, spotkaniach z ptakami i innymi zwierzętami podczas rejsów. Razem z Mamą spokojnie przygotowywałyśmy świąteczne menu w rytm Jej nieustającego nucenia :). Chętnie poddałam się regulaminowi dnia, jaki narzuciła gospodyni, przyzwyczajona do pewnego codziennego szablonu.  I nadeszła sobota, kiedy to zaczęła zjeżdżać rodzinka. W jednej chwili mieszkanko zapełniło się ludźmi. Zrobiło się gwarno, rozgardiasz, pełno walizek, pakunków i butów w przedpokoju. I dalej to już jak w kalejdoskopie. Wieczerza - prezenty - dostałam piękne... rękawiczki :))) 26113913_10155386249339624_7918506531155967958_n.jpg?oh=62dbe2ba6f8fc21bf6ed06200afa9d9e&oe=5AB65558
O północy było 100 lat dla naszej kochanej Jubilatki, która urodziła się 25 grudnia 25994768_1930468020614431_774941071587516325_n.jpg?oh=679243cf8fa196bd51fdf9bb4fdab1df&oe=5AC78374
pierwszy świąteczny dzień, który upłynął trochę na lenistwie - piżamkowe śniadanie - trochę na spacerze po moich ulubionych Wałach Chrobrego 26112437_10155386251804624_7678986056746571096_n.jpg?oh=fc70ff831020d37eca0dc3db6a03e358&oe=5AB6B846
i już koniec - drugi dzień świąteczny, to od rana pakowanie i wyjazd najpierw siostra z rodzinką a potem my i... znowu dom pusty, cichy - aż dzwoni w uszach od tej ciszy. Znowu czekanie na telefon a może przyjadą? Przecież niedługo będą ferie, jakiś dłuższy weekend... . Na szczęście przymusiliśmy (czy jak kto woli przydusiliśmy) Mamcię i nauczyła się obsługiwać laptopa - wstawia komentarze na FB i rozmawia z nami na Skype i choć początkowo buntowała się bardzo, to teraz uwielbia rozmowy przy laptopie, kiedy nas widzi - 'to tak jakbyśmy siedziały sobie przy stole' mówi :)