Emmika88

 
registro: 20/06/2011
Na końcu wszystko będzie dobrze. Jeśli tak nie jest, oznacza to, że jeszcze nie koniec. JEST DOBRZE ;))
Pontos80mais
Próximo nível: 
Pontos necessários: 120
Último jogo

Historia Vivki - młodziutkiej labradorki

          Urodziłam się w jakimś dziwnym miejscu. Było tam zawsze ciemno i tylko raz dziennie widziałam, jak wchodzi jakaś postać i wkłada jedzenie do miski. Mama mówiła, że to człowiek, a miejsce gdzie jesteśmy to obora. Bałam się człowieka... Czułam, że jest zły... Mijały miesiące...

 

          Pewnego dnia człowiek wszedł do obory, podszedł do mnie i mamy. Schylił się po mnie i wtedy mama warknęła na niego. Chciała mnie obronić. On nie wiele myśląc mocno ją kopnął. Płakałam i drżałam ze strachu o siebie i mamę... Człowiek chwycił mnie za skórę na karku i włożył do kartonu. Zapadła ciemność i tylko czułam jakieś wstrząsy. Chyba gdzies jechaliśmy. Tak bardzo się bałam i tęskniłam za mamą... Było mi bardzo smutno i zimno. Dojechaliśmy do miejsca, gdzie było dużo ludzi i zwierząt był hałas, słyszałam jak mówili, że to targ. Zwierzęta płakały... Staliśmy tam prawie cały dzień, a potem zostałam włożona z powrotem do kartonu. Człowiek był wściekły... Słyszałam jak mówi, że "nie udało mu się sprzedać tego ścierwa". To chyba było o mnie, nie wiem czemu mnie nie lubił...

 

          Jechalismy dość długo, kiedy nagle samochód się zatrzymał. Poczułam dłoń na swoim karku, ale niestety nie chciała mnie ona pogłaskać. Chwyciła mnie mocno i poczułam, że lecę. Ciało moje mocno uderzyło o ziemię. Bardzo bolało... Poleżałam chwilkę, potem z ledwością podniosłam się i rozejrzałam. Zobaczyłam dom. Wyszła z niego jakaś kobieta i mnie zawołała.

 

           Pobiegłam szybciutko. Ta pani chyba była dobra... Dała mi jeść... Za chwilę z domu wyszedł mężczyzna i zaczął krzyczeć na nią, że nie chce żadnej przybłędy i żeby mnie wyrzuciła z podwórka. Pani podeszła do niego i zaczęli o czymś rozmawiać. Kiedy przestali, podeszli do mnie i człowiek założył mi coś na szyję. Zostałam przypięta na łańcuch. Nie wiem za co, przecież nikomu nie zrobiłam krzywdy i byłam jeszcze dzieckiem... Kiedy się ściemniło zaczęłam szarpać się mocno i udało mi się zsunąc obrożę. Byłam wolna!! Szybko biegłam przed siebie, aż nagle zobaczyłam światła i poczułam ogromny ból. Uderzenie samochodu było tak silne, że wyrzuciło mnie daleko. Całą noc leżałam pod płotem cichutko skamląc... Rano z domu wyszli ludzie... On do mnie podszedł... Ten sam, który przypiął mnie na łańcuch... Widziałam go jak przez mgłę. Podniósł mnie za skórę na karku. Było mi już wszystko jedno... Rzucił mną o podłogę w stodole i powiedział "do jutra sama zdechnie". Leżałam tak chyba 3 dni, co chwila odzyskując i tracąc świadomość...